06.04.11

[warszawskie trotuary - o "Tyrmandzie Warszawskim" ]

To książka dla ludzi, którzy Warszawy nienawidzą tak bardzo, że nie mogą bez niej żyć. I dla tych, którzy kochają ją tak mocno, że aż nie potrafią jej ścierpieć. W dwóch słowach - dla warszawiaków. Dla nas, ludzi stąd, dla których to miasto jest tak oczywiste, tak codzienne, że zachwyty zdarzają się nam tylko w piękne wiosenne popołudnia, w soboty jak ostatnia kiedy parki były pełne. Normalnie, w poniedziałki czy czwartki - jak nas to miasto po prostu wkurwia! Brud, hałas, zapchane tramwaje, ja pierdole, ci ludzie w tych tramwajach...!

"Tyrmand Warszawski" to zbiór tekstów, które Tyrmand pisał do "Tygodnika Powszechnego", "Przekroju"oraz "Stolicy" w pierwszych latach po wojnie. Wrócił do kraju po wojennej tułaczce po miejscach różnych, wrócił w kierunku, który mój znajomy określa jako "zupełnie odwrotny od logicznego". Z Zachodu do Polski. Do Polski? Nie, on tak naprawdę wrócił do największego gruzowiska Europy, do Warszawy. Przytacza rozmowę z pewnym wybierającym się na placówkę dyplomatą. Dyplomata jest zdziwiony jak Tyrmand mógł wrócić, szczególnie, że ciągle coś krytykuje. Przytacza też inne opowieści o wracających, także tych dla których już miejsca w nowej Polsce za bardzo nie było.

Otóż tych wszystkich ludzi, nie wyłączając mnie, wyżej wzmiankowany kandydat na dyplomatę zrozumieć nie mógł. Z nader prostego powodu: nie pochodził z Warszawy. A sprawa jest, w gruncie rzeczy, taka prosta: my kochamy Warszawę...

Jego teksty to relacja z odbudowy Warszawy - relacja i komentarz, bardzo krytyczny. Tyrmand zwraca uwagę na problemy z pozoru małe, banalne przy ogromie zniszczenia stolicy. Uparcie walczy o stan chodników. Chodniki, czyli tak zwane przed pierwszą wojną światową trotuary, były zawsze dumą Warszawy. Podkreśla wyjątkowość chodników warszawskich - w innych miastach europejskich o jednakowych wzorach, a w naszej stolicy jakże różnorodne! W duże i małe kwadraty, różnej wielkości romby, kostkę oraz - zachwyciłam się tym słowem! - w klinkierek. A po czym na codzień chodził Tyrmand na przełomie lat czterdziestych i piędziesiątych? Po dziurach, o które potknięcie - ale jedynie lewą nogą! - wróży spotkanie ukochanej, lecz które potwornie niszczą buty, podobnie jak nieustający kurz i błoto.

Komentuje powstającą architekturę - niejednorodność powojennego Nowego Świata, z jednej strony rekonstruowanego, z drugiej stylizowanego. Tworzy pojęcie "architektury ciastka". Przepych w ciastku jest oczywiście jak najbardziej wskazany, im bardziej ciastko jest wymyślne, kiczowate, z kremem, wisienką i jeszcze posypką - sztuka prawie. Tylko z budynkami to tak nie działa, niestety.

Przy całej krytyce, Tyrmand nie kryje swojego podziwu dla heroicznego czynu jakim jest odbudowa miasta. Pisze też o duszy Warszawy, która czasem najłatwiej wytłumaczyć przez spojrzenie cudzoziemca - bo on, nie będąć stąd widzi to, czego my na codzień nie widzimy. Że stojąc na Krakowskim i na Niepodległości pewien bodajże Włoch czuje się tak samo w Warszawie. Że Prażak po dwóch latach warszawskiej udręki brudu, ciasnoty i codziennego narzekania wraca do Pragi, pięknej, czystej, niczym nie ruszonej Pragi, ale za chwile wraca. Dlaczego? Tak, widzi pan, w Pradze jest oczywiście ładniej, wygodniej, lepiej, ale to nie to... Warszawa to jednak Warszawa. Wprawdzie obuwie się strasznie niszczy, ale można żyć.

Znajdziemy w tym zbiorze i teksty o wydarzeniach aktualnych: o zespole Mazowsze czy wystawie sztuki chińskiej w Muzeum Narodowym (z Tyrmanda uwagami o sztuce w ogóle). Znajdziemy przepiękną opowieść o warszawskich tramwajach, które żyją i współczują! Uwagi o brzydkich szyldach i postulacie wprowadzenia smakowych znaczków na listy. Pomiędzy tym przewija się też krytyka Polaków i polskości w ogóle - ale to już inna historia.

To książka, która odbiera trochę entuzjazmu mojej emigracji. Sprawia, że gdzieś z głębi wynurza się smutek i odrobina wyrzutów sumienia, że porzucam moje brudne miasto dla księżniczki Pragi. I nawet powtarzanie, że jestem dziewczyną z Pragi - tej naszej, i będę dziewczyną z Pragi - tej większej, jakoś nie pomaga.

Jestem ciekawa opinii o tej książce osób spoza Warszawy, turystów, przyjezdnych, przejezdnych. Tych, którzy nie wiedzą, że Warszawę dostaje się w genach. Moja, jak na razie lekko obrażona moim życiowym wyborem, babcia nie musi się martwić - moja córka też będzie śnić Warszawę, której nigdy nie widziała, dawną Pragę, przedwojenne Powiśle, obrazy jak z tego filmu - http://www.youtube.com/watch?v=rMko4F3a9Ac&feature=related czy tego http://www.youtube.com/watch?v=ZzIAU2Jp95s&feature=related .

I będzie rozumiała czym jest "rzewny zapach" tego miasta - wiesz, te poranki jesienne poranki, kiedy idę przez Narbutta, ten wiosenny wiatr kiedy po całym Grochowie czuć czekoladą od Wedla.

1 komentář:

  1. Kolejna pozycja dodana do listy książek,które wypadałoby przeczytać. Zachęciłaś mnie, dzięki Sapho :).

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.